Imprezować zaczęłam w wieku 13 lat.
Wtedy po raz pierwszy wkręciłam się do porządnego klubu razem z moją starszą o
kilka lat paczką. Zawdzięczałam to głównie Benjaminowi Franklinowi i kilku
innym jego koleżkom. Następnego dnia miałam również swojego pierwszego kaca.
Z czasem imprezy na które chodziłam
stawały się co raz bardziej szalone – zaczynając na gotyckich libacjach a
kończąc na ruskiej wódce z kilkoma azjatyckimi akrobatami. Potem zaczęłam je
sama organizować. Po kilku takich wyczynach dostałam kompletny zakaz na
zapraszanie do domu więcej niż 2 osób na raz. Oczywiście, potajemnie ciągle się
odbywały.
A jeżeli chodziło o ich organizacje,
to moi kamerdynerzy byli najlepsi w całym Illinois.
W ciągu niecałej godziny moje mieszkanie
zamieniło się w istny cyrk. Dosłownie. Materiał w czerwono złote pasy był
udrapowany w taki sposób, że każde pomieszczenie wyglądało jak namiot cyrkowy. Wyniesiono
wszystkie meble i dzieła sztuki, a na ich miejscu poustawiano podesty dla
akrobatów, klatki dla dzikich zwierząt, a pod sufitem zawieszono szarfy i
obręcze specjalnie dla akrobatów. Aby odgrodzić wybiegi ktoś ustawił wokół nich
drewniane skrzynie pomalowane na złoto. Był niskie, więc mogły być również
używane jako siedzenia. Ziemia była wysypana piachem, aby nadać realizmu całej
scenografii. Aby podkreślić klimat imprezy rozstawiono trójnogi, w których
płonął zabarwiony na czerwono ogień.
- I jak się panience podoba? – zapytał
Phil stając obok mnie. W uchu miał słuchawkę na Bluetooth, a w prawej ręce
trzymał tablet. Zauważyłam na nim znaki w cyrylicy.
- Phil, dobrze wiesz, że właśnie o to
mi chodziło. Po raz kolejny spisałeś się na medal.
- Dziękuję, panienko – odpowiedział i
skinął mi delikatnie głową. – Zamówiłem kilku akrobatów z Rosji, Chin i
Japonii, powinni się zjawić za jakieś 10 minut. W tym czasie powinna również przyjechać
parka tygrysów bengalskich oraz około 4 alpak. Jeżeli panienka zechce mogę
zamówić jeszcze lwy albo-
- Nie – przerwałam mu stanowczo. – Uwielbiam
tygrysy i alpaki, ale ograniczmy ilość zniewolonych zwierząt do minimum,
dobrze? Te które już zamówiłeś niech zostaną, ale nie domawiaj więcej, dobrze?
- Oczywiście, panienko – powiedział. –
Jak sobie panienka życzy.
Odwrócił się i odszedł rozpoczynając
rozmowę przez telefon. Zrozumiałam, że miał jeszcze trochę spraw do
załatwienia. Między innymi przetransportowanie 2 tygrysów i 4 alpak na ostatnie
piętro jednego z najwyższych budynków w Chicago.
- O. Mój. Borze.
Podskoczyłam na dźwięk tego głosu. Odwróciłam
się w jego kierunku i zobaczyłam zmierzającą ku mnie Cheryl. Oniemiała podobnie
jak ja, kiedy zobaczyłam scenerię dzisiejszej imprezy.
- Nat, to najlepiej urządzone miejsce
na imprezę w jakim kiedykolwiek byłam! – wykrzyknęła i zaklaskała w dłonie. –
Tu jest cudownie, już się nie mogę doczekać kiedy przyjdą goście!
Radość ją rozpierała do tego stopnia,
że zapomniała się i mnie przytuliła. Zesztywniałam. Nienawidziłam, kiedy ktoś
mnie dotykał. Próbowałam się wyrwać, ale za mocno trzymała, a nie chciałam być
nazbyt niegrzeczna. Na szczęście Cher szybko oprzytomniała i mnie puściła.
- Przepraszam – pisnęła zakrywając
dłońmi usta. – Nie chciałam! Zapomniałam, że jesteś taka dzika.
- Nie jestem dzika – powiedziałam
ostro, może trochę za bardzo. – Po prostu mam taką przypadłość.
Nic nie powiedziała, jedynie spojrzała
na mnie wzrokiem zbitego szczeniaczka.
Od kiedy tylko pamiętałam
nienawidziłam, kiedy ktoś mnie dotykał, szczególnie osoby spoza rodziny. Za
każdym razem, kiedy byłam przytulana wydawało mi się, że ktoś zakłada na mnie
lodową obręcz. Kiedy byłam łapana za rękę, wydawało mi się, że odmarza. Było to
spowodowane moją dziwną przypadłością – miałam za wysoką temperaturę ciała.
Zamiast normalnych 36,6 °C miałam 38,4. Niby niewielka różnica, ale cudzy dotyk
był dla mnie niczym kubeł zimnej wody. Lekarze od wielu lat mnie badali, jednak
nie znaleźli żadnych odpowiedzi.
Spojrzałam po chwili na Cheryl i
posłałam jej krzywy uśmiech. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak się dzisiaj ubrała.
Chyba musiała się zgadać z Philem, ponieważ była ubrana niczym rasowa treserka
z cyrków z początku XX wieku.
Ubrała się w czerwoną sukienkę o
wiktoriańskim kroju z ciemnym gorsetem uwydatniającym piersi. Jej spódnica była
potężna, przypominająca trochę suknię ślubną, a udrapowano ją w taki sposób, że
odsłaniała jej z przodu całe nogi, ukazując wysokie wiązane kozaki do połowy
uda.
Od razu we mnie się zagotowało, na
myśl o tym, że ma większe piersi ode mnie. Jednak nie dałam tego po sobie
poznać.
- Pięknie wyglądasz –
skomplementowałam ją. – Rozumiem, że to ty wymyśliłaś ten cały motyw?
- Nie, to wszystko sprawka Phila –
odpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem. Zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do
głów. Miałam na sobie wyświechtany podkoszulek i jakiekolwiek spodnie. – A teraz czas zająć się tobą, pani gospodyni.
Wyglądasz jakbyś wylądowała w Krainie Oz.
- A czego się spodziewałaś? –
burknęłam. – Nie wiedziałam, że muszę się wystroić jak stróż na boże ciało.
- Nat, przecież to ty zawsze świecisz
cyckami, których nie masz – zażartowała i popchnęła mnie w stronę garderoby.
Próbowałam jej rzucić groźne spojrzenie. Zaśmiała się tylko i wepchnęła mnie do
garderoby.
***
Impreza rozkręciła się na dobre po
niecałych 20 minutach od kiedy zaczęli przychodzić pierwsi goście. Po 10
minutach wódka lała się strumieniami razem z Jackiem Danielsem, a po 15 można
było się poczuć jak w spalarni trawy.
Akurat skończyłam swoją 1 butelkę
ruskiej wódki tego wieczora, kiedy ktoś mnie zawołał. Zdziwiło mnie, że
usłyszałam swoje imię przez taki hałas. Odwróciłam się w tamtą stronę.
Nikogo nie było.
Dziwne.
Wróciłam do moich dwóch towarzyszy w
upijaniu się. Obaj byli studentami informatyki, albo matematyki; nie zapamiętywałam
tak niedorzecznych rzeczy, i słyszeli plotki, że nie sposób mnie upić.
Oczywiście, założyli się ze mną, że nie wypiję całej butelki wódki, a potem nie
zrobię salta do tyłu bez zrobienia sobie krzywdy.
Teraz ubierali maski koni i rozbierali
się do naga. Cóż, ze mną się nie zakłada.
- Panowie, żeby było jasne –
powiedziałam patrząc na dwa końskie pyski. – Jesteście nago do końca imprezy.
Inaczej każdy z was zostaje wydalony ze studiów w trybie natychmiastowym. Zrozumiano?
Pokiwali głowami.
- Na waszym miejscu bym się szybko
upiła, może nie będziecie pamiętali tego, co tu się stało – powiedziałam,
uśmiechając się chytrze. Uderzyłam każdego w goły pośladek i popchnęłam ich w
dziki tłum poprzebieranych matołów, którzy przyszli się upić za darmo.
Kiedy zgubiłam ich wzrokiem rozsiadłam
się z powrotem na stołku barowym i zamówiłam szklankę soku pomarańczowego. Pół
litra 87% spirytusu daje w kość, szczególnie bez popitki.
Dostałam swoje zamówienie, kiedy obok
mnie usiadł jakiś chłopak. Wyglądał na studenta, więc mógł mieć jakieś 20 lat.
Mimo nastrojowego półmroku zauważyłam, że miał blond włosy sięgające uszu i
nosił staromodne okulary. Miał na sobie koszulkę z „American Horror Story:
Asylum” oraz przetarte dżinsy. Wszystkie ubrania wydawały się być na niego za
duże.
Wzięłam szklankę, którą barman
niepotrzebnie ozdobił cukrem. Sięgnęłam po słomkę i złamałam ją. Zaczęłam
powoli pić sok zerkając mimochodem na patykowatego studenta. Mimo, że wydawał
się mizerny to miał w sobie coś co sprawiało, że nie można było oderwać od
niego wzroku. Każdy jego ruch był wypracowany i pełen gracji. Przypominał mi wygłodniałego
dzikiego kota.
W końcu skończył mi się sok i głośno
siorbnęłam, co zwróciło jego uwagę. Odstawiłam szklankę na barek i miałam już
odejść, kiedy chłopak się do mnie odezwał.
- Czyli to ty zmusiłaś Edwina i Erica,
żeby latali do końca imprezy w maskach koni? – zapytał się. Miał przyjemny
głos, wyczułam w nim nutkę akcentu, prawdopodobnie francuskiego, ale mogłam się
mylić.
- Chyba tak – odpowiedziałam, starając
się powstrzymać od śmiechu. Edwin i Erick! Piękne imiona dla koni! – Chociaż to
raczej oni zmusili mnie do zakładu. Chciałabym zauważyć, że oddałam im przy
okazji przysługę.
- Jaką? – zapytał chłopak.
- Dostali maski – powiedziałam
szczerząc się. – Nikt nie będzie wiedział, że to oni byli tymi idiotami
latającymi nago po cyrku.
Chłopak podniósł brew do góry.
- Przemyślany plan – powiedział. –
Bałaś się, że przegrasz i chciałaś się ubezpieczyć, żeby nikt cię nie
rozpoznał?
- Chciałbyś – parsknęłam. – Ja nigdy
nie przegrywam.
- Doprawdy? – mówiąc to poprawił
okulary na nosie. – Dobrze wiedzieć. Zawzięci ludzie są najlepszymi przyjaciółmi…lub
wrogami. Nazywam się Antoine, miło mi cię poznać, Nathalie.
Wyciągnął do mnie rękę w geście
powitania. Uścisnęłam jego dłoń.
- Skąd wiesz jak mam na imię? –
spytałam skonsternowana.
- Myślisz, że przyszedłbym na imprezę
nie znając nawet imienia organizatorki? – odpowiedział uśmiechając się
tajemniczo. – Do tego łatwo cię poznać. Biało włosa, niska dziewczyna-
Złapałam go za koszulkę nie pozwalając
skończyć mu zdania i przyciągnęłam go bliżej, tak, że nasze twarze były na tym
poziomie.
- Kim ty jesteś, żeby mnie obrażać? –
zapytałam, zaciskając zęby. – Jeszcze jedna taka akcja, a osobiście zrzucę cię
z dachu, zrozumiano?
Chłopak ciągle się uśmiechał, jednak w
jego oczach widziałam ostrzeżenie. Dopiero teraz zauważyłam że miał niezwykle
zielone oczy. Przywodziły na myśl ślepia kota na polowaniu. Nie do końca
widziałam co zrobić. Nie był aż tak tępy, żeby dał się ośmieszyć, ani na tyle
irytujący, żeby go pobić. Po prostu zmarszczyłam brwi i go puściłam.
Usiadłam z powrotem na stołek i westchnęłam.
Miałam się odprężyć, a znów się niepotrzebnie nakręcałam. Przeciągnęłam dłońmi
po twarzy. Jestem taką ofermą. Nawet nie umiem się zabawić na własnej imprezie.
Co z tego, że to nie ja ją organizowałam? Przecież ja za nią płacę.
- Coś cię dręczy? – zapytał Antoine
przerywając mi moje rozmyślania. – Mimo, że to twoje przyjęcie nie wyglądasz na
wyjątkowo szczęśliwą.
- Lubisz poznawać cudze sekrety, co? –
spytałam. – Masz szczęście że jestem trochę wstawiona, normalnie dostałbyś po
pysku.
- Za co? Za to że ktoś się o ciebie
martwi? – zapytał okręcając stołek tak, aby siedział do mnie przodem. Również
się odwróciłam w jego stronę i podparłam głowę o rękę.
- Między innymi. Wolę, żeby moje
zmartwienia należały tylko do mnie. Nie muszę nimi nikogo obarczać, a zawsze
sobie z nimi radzę.
Pokiwał powoli głową.
- Już rozumiem, czemu tak często
nienawidzisz ludzi – powiedział krzywo się uśmiechając. - Aż jestem zdziwiony,
że tak się otworzyłaś po pół litrze wódki.
- Ruskiej wódki gwoli ścisłości –
sprostowałam. – I w tym właśnie momencie mam ochotę skazać cię na wieczną
impotencję.
Wybuchnął śmiechem.
- Czyli jednak się nie myliłem, coś
cię dręczy.
- Nie powiem ci nic dopóki nie
postawisz mi drinka.
- W sumie to ty za niego płacisz.
- Ale to ty go proponujesz. Wiesz, rola
mężczyzny w społeczeństwie i inne szowinistyczne bzdety w tym stylu.
Znów się zaśmiał. Miał wyjątkowo
przyjemny śmiech, delikatny, z chrypką.
- Dwa mojito poproszę! – zawołał do
barmana.
- Wolałabym jakiegoś shota –
powiedziałam lekko się krzywiąc.
- I powiedzieć mi coś mało istotnego?
Chcę usłyszeć długą historię by lepiej cię zrozumieć – powiedział szczerząc
się. Zauważyłam, że jego kły były wydłużone i dziwnie ostre. Jak u jakiegoś
drapieżnika. Ale równie dobrze mogło mi się to przewidzieć.
- Studiujesz psychoanalitykę czy coś w
tym stylu? – spytałam.
- Nie, ale również mam wykłady z
psychologii.
- Wygram coś, jak zgadnę co to za
kierunek? – spytałam.
- Tak, kolejnego drinka.
- Za którego to ja płacę.
- Dokładnie.
Uśmiechnęłam się. Właśnie barman
postawił nasze drinki. Wyjęłam kolejną słomkę i ją złamałam. Zaczęłam głośno
siorbać i szybko wypiłam cały drink.
- Dobra, to co chcesz wiedzieć, panie
studencie? – spytałam patrząc na niego z pod przymrużonych powiek. – Za jedno
mojito nie opowiem ci historii mojego życia.
- Może opowiedz mi o tym co teraz cię
dręczy – złożył ręce na barze i położył na nich głowę. Jego okulary
przekrzywiły się trochę co nadało mu wygląd szalonego naukowca.
- Woah, to już wolałabym ci
opowiedzieć historię mojego życia – powiedziałam dziwnie nerwowo. Nie widziałam
czym się denerwuję. To co się wydarzyło tego dnia było już historią. Ale nie do
końca miałam ochotę dosypywać soli do świeżych ran. – No ale jak chcesz. Mam
nadzieję, że nic nie jadłeś, bo to trochę obrzydliwe.
- Zamieniam się w słuch.
Opowiedziałam mu całą historię
związaną z treningiem. Oczy mi się zaszkliły nie raz, a głos wielokrotnie się
załamał. Ale Antoine ciągle słuchał. Był świetnym słuchaczem. Nie wyglądał na
znudzonego, ani nie zobaczyłam na jego twarzy litości. Jego spokój mógł być
irytujący, ale teraz potrzebowałam kogoś komu mogę się wygadać. A Cher pewnie
baraszkuje już ze swoim chłopakiem w jednej z sypialni w moim domu.
Kiedy skończyłam nabrałam głęboko
powietrza i zaczęłam pić już 9 mojito.
- Teraz ci się nie dziwię, że chcesz
się upić – powiedział Antoine.
Zaśmiałam się gorzko.
- Nie sposób mnie upić – powiedziałam
smutno. – Te wspomnienia ciągle tu siedzą. – wskazując palcem na głowę.- I
raczej szybko nie znikną.
Chłopak zamyślił się. Już miał coś
powiedzieć, kiedy nagle zesztywniał. Zaczął energicznie oklepywać się po całym
ciele. Zrozumiałam, że szuka swojego telefonu.
- Dziewczyna zrobiła się zazdrosna? –
zapytałam, ostentacyjnie pociągając kolejny łyk drinka.
- N-nie – wymamrotał. Dalej szukał
telefonu. – Nie mam dziewczyny.
Spojrzał na mnie wymownie, poprawiając
nerwowo okulary.
- Z twoim poziomem alkoholu we krwi
nie znalazłabyś nawet lampy ulicznej stojącej przed tobą.
- Czyżby to była jakaś sugestia? –
zapytałam zalotnie. Antoine tylko spojrzał na mnie z politowaniem i ciągle
szukał telefonu.
Po dobrych pięciu minutach szukania,
poddał się. Poprawił okulary i zmierzwił sobie włosy jakby nad czymś się
zastanawiał.
- Wiesz co, musiałem go zostawić ten w
kurtce. Pójdę to sprawdzić i zaraz wrócę.
Już zaczął się odwracać, kiedy mnie
olśniło.
- Zaraz, zaraz. Nigdzie nie idziesz. –
powiedziałam wstając ze stołka barowego. - Wiem, że jestem pijana, ale jeżeli
chcesz mnie spławić, musisz się bardziej postarać.
- Słuchaj, to naprawdę pilne –
powiedział przepraszająco. – Pójdę tylko po kurtkę i wracam.
- Po moim trupie – mruknęłam i
wskoczyłam mu na plecy opasając go w pasie nogami i łapiąc go rękami wokół
szyi. Poczułam jak moja delikatna sukienka podjeżdża do góry pokazując trochę
za dużo. Ale przynajmniej miałam ładne majtki. – Teraz możemy pójść razem.
- Co ty jesz? – zapytał z wysiłkiem. –
Cement, kamienie?
- Mieszankę proteinową – wyszeptałam
mu do ucha. – To same mięśnie.
- Uważaj, bo ci uwierzę – Mimo, że nie
widziałam jego twarzy miałam wrażenie, że przewrócił oczami.
Zaczął się przedzierać przez tłum
imprezowiczów w kierunku szatni. Kątem oka zauważyłam kilkoro pierwszorocznych
pozwalających sobie na ciut za dużo nawet według moich standardów. Ale nie
obchodziło mnie to. Chcą mieć dzieci, ich sprawa.
Byliśmy już na skraju parkietu, kiedy
DJ przełączył piosenkę na „Let’s Dance” Davida Bowie’go. Od razu zeskoczyłam z
pleców Antoina, co, wnioskując po jego wyrazie twarzy, sprawiło mu wielką ulgę.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę środka parkietu. Próbował mi się
oprzeć, ale muzyka zagłuszyła jego protesty.
Nie umiałam tańczyć, ale nawet chwila
gibania się do rytmu jednej z moich ulubionych piosenek sprawiła mi nieopisaną
przyjemność. Pewnie to był jeden z aspektów działania alkoholu w moim
krwioobiegu, ale w tamtym momencie nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko raz
zatańczyć z nieznanym mi facetem zanim go puszczę wolno niczym motyla.
Nagle zrobiło mi się gorąco, a pot
pojawił się na całej powierceni mojego ciała, szczególnie na dłoniach i twarzy.
Poczułam duszności w klatce piersiowej, które odebrały mi kompletnie oddech.
Upadłam bezwładnie na kolana czując okropne zawroty głowy. Antoine szybko
znalazł się na poziomie mojej twarzy, ale ludzie wokół nas zrobili więcej
miejsca. Widziałam, że coś do mnie mówił, ale nic nie rozumiałam przez pisk w
uszach i głośną muzykę.
Powietrze robiło się co raz gorętsze.
Z trudem nabierałam kolejnego oddechu. Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi
płuca. Nie miałam pojęcia jak czuł się człowiek przed śmiercią. Ale właśnie
wtedy, na środku parkietu, w połowie piosenki Dawida Bowie’go byłam pewna.
Umierałam.
Antoine złapał mnie za ramiona i
potrząsnął. Widziałam już jego twarz jak przez mgłę. Wydawał się otoczony jakąś
jaśniejącą aurą rozświetlającą półmrok tego pomieszczenia. Uśmiechnęłam się na
ten widok. Przynajmniej będę miała co wspominać jak znajdę się po drugiej
stronie.
Serce zaczęło mi galopować. Szum i
pisk w uszach zaczęły się nasilać, pot spływał po mnie jakbym była pod
prysznicem, powietrze ciągle nie docierał0 do moich płuc. Byłam przerażona a
zarazem szczęśliwa. W końcu to wszystko się skończy. Nareszcie.
I wtedy poraził mnie piorun, a moja
świadomość odpłynęła w niebyt.
***
Otworzyłam oczy w ciemnym
pomieszczeniu. Wydawało mi się znajome, ale dopiero po chwili, kiedy moje oczy
przyzwyczaiły się do mroku, a woń pokoju dotarła do mojego nosa, zorientowałam
się, że leżałam w łóżku Cheryl. Poczułam na czole coś mokrego, chyba okład, ale
nie byłam w stanie podnieść ręki, żeby go zdjąć.
Czułam się tak, jakby ktoś moje ciało
zamienił w kamień. Każda kończyna wydawała się ważyć tonę, a najmniejszy ruch
wywoływał u mnie falę czystego bólu, który aż mnie oślepiał. Po kilku próbach
podniesienia ręki, poddałam się, zdyszana i jeszcze bardziej mokra od potu.
Cheryl musiała zauważyć, że się
poruszyłam i do mnie podeszła. Ciągle była w swoim stroju z imprezy, lekko
przypalonym, a makijaż był prawie cały zmyty przez pot albo wodę. Widziałam i
słyszałam, że ma spazmy. Z trudem oddychała.
Usiadła na łóżku, obok mnie i
obdarzyła mnie najbardziej nędznym i zrozpaczonym spojrzeniem jakie w życiu u
kogokolwiek widziałam. Złapała mnie za rękę, co wywołało u mnie kolejną falę
białego bólu. Zacisnęłam zęby, żeby nie pokazać, jak bardzo mnie boli. Jednak
ona zobaczyła i na jej twarzy pojawiły się jeszcze większe łzy, zmywające
resztki makijażu.
- Przepraszam- wymamrotała. –
Chciałam… chciałam ich powstrzymać… Naprawdę… Ale nie… Ale nie udało się…
Przpraszam… Tak bardzo mi przykro…
W tym momencie ktoś załomotał do
drzwi.
- Policja! – wrzasnął jakiś męski
głos. – Proszę natychmiast otworzyć drzwi!
Jednak po sekundzie drzwi zostały
wywarzone z framugi i leżały już na podłodze. Łoskot, który przy tym wydały
wywołał u mnie kolejną falę tępego bólu.
Policjanci, było ich pięciu, weszli do
pokoju świecąc latarkami w poszukiwaniu czegoś. Po chwili zrozumiałam, że
szukają mnie. Nie miałam najmniejszej szansy, żeby stamtąd uciec.
- Tam jest – krzyknął jeden, świecąc
mi latarką w oczy. Nie byłam w stanie ich przysłonić, więc tylko zamknęłam
powieki. – Nathalie Hartley?
Nie byłam w stanie nic zrobić, więc
podszedł do mnie bliżej się przyjrzeć. Na szczęście zmienił kierunek snopa
światła latarki, co pozwoliło mi na otworzenie oczu. Wyglądał na jakieś 30 lat,
a na jego twarzy widziałam wzburzenie walczące z ciekawością.
- Jest pani aresztowana pod zarzutem
podpalenia, spowodowania lekkiego i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, deprawacji
młodzieży, utrudniania śledztwa oraz aresztowania zakłócania porządku oraz
przetrzymywaniu dzikich zwierząt. Pójdzie pani z nami.
Zajmuje sobie 1 miejsce! ♥
OdpowiedzUsuńJutro skomentuję!
UsuńDoczekałem się, nareszcie!
OdpowiedzUsuń